Mistyka śmierci II (Samuel Zborowski według Magdaleny Saganiak)
Czy deformacja ciała, ciała fizycznego, ciała narodu, nie stanowi sygnału dla odradzającego się Ducha? Taką kolej rzeczy przewidują autorzy mistyczni. Na przykład Słowacki w Samuelu Zborowskim. O tym dramacie pisała Magdalena Saganiak:
Chrystus zrujnował swoje ciało, umierając na krzyżu, chociaż jego głowa [inaczej niż w przypadku bohatera Słowackiego – G.B.] nie została ścięta. Zrujnował je nie po to, by je dokładnie odbudować, ponieważ nie ta forma jest jego prawdziwą istotą. Dlatego i czyn Kanclerza, który doprowadził do zdeformowania ciała Samuela, będąc grzechem i tragiczną winą, jednocześnie stał się wyzwoleniem Ducha. Zarówno dla Samuela, jak i dla Kanclerza stało się jasne lub jaśniejsze, czym lub kim w istocie są i na czym polega przejściowość ich ludzkiego statusu[1].
Sienkiewicz nie jest mistykiem, nie idzie tak daleko w swoich koncepcjach ezoteryki religijnej jak Słowacki, ale etos rycerskiego życia na kresach Rzeczpospolitej równie mocno oswaja jego bohaterów ze śmiercią. Słynne: „Nic to!”, które szykujący się na śmierć Wołodyjowski każe przekazać Basi, nie mówi o lekceważeniu ziemskiego żywota, ale o tym, że jest ono zapowiedzią nowych zdarzeń i nowego życia. To, co Magdalena Saganiak pisze o poecie mistycznym: „Słowacki pokazuje niebezpieczne rycerskie życie, które nie polega na pogardzie śmierci, wynikającej z jej nieznajomości, ale na życiu ze śmiercią jako drugim wymiarem życia”[2], sprawdza się częściowo w przypadku historycznych powieści Sienkiewicza. W wygłosie ostatniego tomu „Trylogii” wyraźnie coś się kończy, żeby coś innego mogło się zacząć. To „coś” ma wymiar historyczny, a nie wyłącznie duchowy, jak u Słowackiego, ale jest równie niewiarygodne, wywołane wewnętrzną siłą i sankcją nie z tego świata, jak wizje mistyka. Zauważmy, że między sceną śmierci Wołodyjowskiego a sceną jego pochówku nie ma żadnego rozziewu czasowego, żadnego chiazmu, żadnej przerwy. Na próżno oczekiwalibyśmy informacji o przygotowaniach do pogrzebu, mimo że w tradycji staropolskiej upływało zwykle sporo czasu między zgonem a pochówkiem (niekiedy miesiąc, choć oczywiście w warunkach wojennych okres ten mógł ulec skróceniu) lub chociaż znaku wyraźnie delimitującego tekst (nowy rozdział, interlinia, „gwiazdka”), który markowałby upływ czasu. Narracyjnie oba wydarzenia pozostają częścią tej samej całości. Wołodyjowski umarł, spoczął w podwójnej trumnie, ołowianej i drewnianej, co także nie było standardem, „leżał oto wysoko, wśród światła, w chwale niezmiernej, ale w ciszy śmierci” (PW, III, 245) i – czekał, symbolicznie rzecz ujmując, na wejście hetmana Sobieskiego, które oczywiście następuje: „Oczy wszystkich zwróciły się na niego, dreszcz jakiś wstrząsnął ludźmi, a on szedł z brzękiem ostróg ku katafalkowi, wspaniały, z twarzą rzymskiego cezara, ogromny…” (PW, III, 248).
Saganiak dostrzega związek łączący postaci Słowackiego z bohaterami Sienkiewicza: „Mają oni coś wspólnego jako rycerze wielkiej i potężnej Polski, chrześcijańskiej i sprawiedliwej, toczącej wojnę ze starożytnym i nowożytnym pogaństwem i pogardą dla Boga”[3]. Pamiętamy przecież nie tylko Kmicica, którego można od biedy wziąć za przyciętego do miar powieści popularnej Zborowskiego, pamiętamy dramatyczną homilię księdza Kamińskiego w kolegiacie stanisławowskiej, gdzie tymczasowo pochowano „Małego Rycerza”, i słowa strasznego proroctwa:
Kościoły, o Panie, zmienią na meczety i Koran śpiewać będą tam, gdzieśmy dotychczas Ewangelię śpiewali. Pogrążyłeś nas, Panie, odwróciłeś od nas oblicze Twoje i w moc sprośnemu Turczynowi nas podałeś. Niezbadane Twoje wyroki, lecz kto, o Panie, teraz opór mu stawi? Jakie wojska na kresach wojować go będą? Ty, dla którego nic nie jest w świecie zakryte. Ty wiesz najlepiej, że nie masz nad naszą jazdę! Która ci, Panie, tak skoczy, jako nasza skoczyć potrafi? Takich że obrońców się pozbywasz, za których plecami całe chrześcijaństwo mogło wysławiać imię Twoje? Ojcze dobrotliwy! Nie opuszczaj nas! Okaż miłosierdzie Twoje! Ześlij nam obrońcę, ześlij sprośnego Mahometa pogromcę, niech tu przyjdzie, niech stanie między nami, niech podniesie upadłe serca nasze, ześlij go, Panie. (PW, III, 248)
Nadejście Salvatora nie pozwoliło spełnić się tej przepowiedni. Przymierze Polski z Bogiem zostało odnowiono w duchu oświeceniowego prowidencjonalizmu i mistycznego romantyzmu.