Furkotanie (Jan Zieliński)

Nawias „(np. Gretkowska, Bieńczyk, Pilch, Burzyńska, Mirkowicz, pisarze z kręgu »Fa-Artu«, »Lampy i Iskry Bożej«)” obejmuje indywidualne nazwiska i grupowe określenia pisarzy polskich, uprawiających „próby wyjścia poza tradycję modernistyczną” poprzez różne wersje adaptacji haseł postmodernizmu. Trudno wszakże na razie, z powodu zbyt małego dystansu czasowego, orzec, „czy te zjawiska są przekroczeniem granic modernizmu, czy jedynie kolejnym wariantem jego dominant […]”.

Fot. 1 Tomasz Mirkowicz, dedykacja na „Lekcji geografii” Fot. Jan Zieliński

Fot. 2 Tomasz Mirkowicz, dedykacja na „Podróży do Ziemi Świętej Egiptu” Fot. Jan Zieliński

Wyjmuję z tego nawiasu umieszczone w nim poniekąd centralnie nazwisko Tomasza Mirkowicza, przedwcześnie zmarłego znakomitego tłumacza literatury amerykańskiej na polski a polskiej (Hłasko) na amerykański.

Został tutaj przywołany jako oryginalny postmodernistyczny prozaik, autor wydanej w drugim obiegu powiastki Tunel (1984), tomu lipogramów Lekcja geografii (1996) oraz wspaniałej „powieści lipocefalicznej” Pielgrzymka do Ziemi Świętej Egiptu (1999). A wyjmuję dlatego, że Tomek Mirkowicz wraz z żoną, Julitą Wroniak (też tłumaczką) i ich mieszkanie przy Gandhiego (gdzie w stanie wojennym ukrywał się Bujak) stanowili przez wiele lat swego rodzaju hub, miejsce kontaktów i wymiany między przyjeżdżającymi do Polski pisarzami amerykańskimi a tłumaczami (i nie tylko) naszego pokolenia. Z Gandhiego najbardziej utkwiły mi w pamięci spotkania z Harrym Matthewsem, autorem Przemian (w swoim czasie mężem rzeźbiarki Niki de Saint-Phalle; jej barwny anioł Nana, fruwający pod sklepieniem dworca zuryskiego, zawsze mi Harry’ego przypomina) oraz z Robertem Pinskym (który długo nie mógł się pogodzić z argumentami Mirkowicza w dyskusji o antysemityzmie, kilkakrotnie wracał do sprawy w prasie amerykańskiej). Spotykaliśmy się też na Sędziowskiej, u Blanki (tłumaczki) i Tomka (grafika podziemnego wydawnictwa „NOWA”) Kuczborskich (Susan Sontag zachwycała się tym mieszkaniem, gdzie urządziliśmy jej spotkanie z Mirkiem Chojeckim). A także u nas na Bobrowskiego, gdzie rolę gospodarzy pełnili moja pierwsza żona, tłumaczka Alicja Skarbińska i niżej podpisany, wówczas też tłumacz i doktorant IBLu (to tu autor cytowanego nawiasu z listą polskich pisarzy, Włodek Bolecki, poznał Tomka Mirkowicza).

W tymże gronie młodych tłumaczy zajmowaliśmy się grupą pisarzy, którzy przyjechali wraz z Susan Sontag. Był wśród nich Saroyan, bardzo w Polsce (ku zdziwieniu amerykańskich kolegów) popularny i wielce fetowany, był Kurt Vonnegut, była Joyce Carol Oates, był wreszcie John Ashbery. Próbowałem opisać tę wizytę w dłuższym tekście, który, znacznie skrócony przez redakcję, ukazał się w „Literaturze na świecie” (1981 nr 5) pt. J. C. O. Piotr Sommer, późniejszy redaktor naczelny tego pisma, przysłał mi kiedyś stare zdjęcie, na którym stoimy na Rynku Starego Miasta z Vonnegutem i Ashberym.

Patrzę teraz w sieci na związki Ashbery’ego z literaturą polską. Oto u Piotra Sommera pojawia się przypis: „Na wieczorze autorskim podczas konferencji amerykanistycznej w Jadwisinie pod Warszawą (wieczór zarejestrował na taśmie Tomasz Mirkowicz) Ashbery odczytał między innymi końcową część poematu (strony 48–51 według wydania Penguina) The New Spirit […]”[1].

Leszek Szaruga z kolei z rozmowy Piotra Sommera z Johnem Ashberym wyjmuje fragment, który się zaczyna od słów „artykuł nosił tytuł Nowojorska Szkoła Poetów” i wyciąga z niego (zastrzegając, że to nie Ashbery, tylko polski tekst wywiadu), zbitkę trzech „ł” w pierwszych trzech słowach, co mu przypomina, jak kiedyś w Marakeszu spotkał Amerykanina, który poprawnie wymawiał „ł” w słowie Białystok – i: „powiedział, że to Szkoła / Jego Dziadka, dziadek pochodził / z Białegostoku)”[2]. Lubię to przejście od Nowojorskiej Szkoły Poetów do Szkoły Jego Dziadka. Jakoś mi przypomina pewne przejście dla pieszych w Grodzisku Mazowieckim, gdzie w jednoosobowej budce stupajki drzemie zapyziały drągal w bliżej niesprecyzowanym mundurze, czekając, aż się zjawi grupa młodzieży, żeby jej ułatwić przejście na drugą stronę ulicy. Ze szkoły, do szkoły. Ale też daje do myślenia na temat korzeni tej nowojorskiej szkoły poetyckiej i ewentualnych przyczyn jej niezwykłej popularności w kraju nad Wisłą.

W „Dzienniku Związkowym (Zgoda)” List 54 pisarzy z USA Do Rządu PRL wyrażający głębokie zaniepokojenie z powodu „coraz liczniejszych aresztowań politycznych w Polsce po aresztowaniu Zbigniewa Bujaka, podziemnego przywódcy Solidarności”[3]. Wśród podpisanych Albee, Ashbery i Barańczak, Bellow, Brodski i Doctorow, Gaddis, Ginsberg i Głowacki, Mailer, Matthews i Miller, Pinsky, Roth i Vonnegut. Imiennie w liście wymieniono Zbigniewa Lewickiego w charakterze „przyjaciela, znajomego i kolegi wielu z nas”. Pamiętam dobrze ten dzień, kiedy na Okęciu czekaliśmy na wracających ze Stanów Julitę i Tomka, kiedy na Sędziowskiej świętowaliśmy ich powrót; aresztowano ich następnego dnia z samego rana.

W tym samym „Dzienniku Związkowym (Zgoda)” dwadzieścia jeden lat wcześniej ukazał się przedruk fragmentów recenzji, jaką John Ashbery poświęcił pierwszej powieści Gombrowicza. Nie całkiem do tej prozy przekonany poeta zwracał uwagę na aspekt tępienia Gombrowicza przez wszelkie reżimy: „Banned successively by the Nazi, the Stalinists and the present Polish regime Gombrowicz has been until now an authentic écrivain maudit”[4]. Recenzję odnotowuje monumentalna edycja Ferdydurke w serii Pism zebranych Gombrowicza[5]. Wzmiankę o niej znaleźć też można w tomie Literatura i wiedza, współredagowanym przez Boleckiego[6].

Na koniec jeszcze jedna fotografia. 20 października jechaliśmy z Marią do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie miałem spotkanie autorskie w miejscowym Muzeum. W pewnej chwili nadszedł mail od archiwisty, zajmującego się spuścizną po Allenie Ginsbergu. Pytał, czy to ona jest na załączonym do maila zdjęciu, bo tak wynika z porównania daty zdjęcia i zapisu „Maria” w agendzie poety. I rzeczywiście, na schodkach domu Vonneguta siedzi uśmiechnięta Maria, obok gospodarz i Ginsberg. To było jak przesyłka z zaświatów. Dwa dni później pokazałem to zdjęcie w Miłosławiu Bartoszowi Sadulskiemu, który się publicznie przyznał do długu wdzięczności wobec Vonneguta. W wygłoszonej w tymże Miłosławiu laudacji autora Rzeszota wspominałem też o ważnym dla nas obu Ashberym oraz wskazywałem na inny dług wdzięczności Sadulskiego: wobec Chacka, powieści Włodzimierza Boleckiego. Świat jest mały. Hub wciąż furkocze.

Fot. 3. Maria Strarz, Kurt Vonnegut, Allen Ginsberg. Fot. Jill Krementz (z archiwum Marii Strarz-Zielińskiej)

Fot. 4. Bartosz Sadulski z partnerką. Mikołów, 22 X 2022, fot. Maria Strarz-Zielińska

Przypisy

  1. Piotr Sommer, Po stykach, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2005, s. 353.
  2. Leszek Szaruga, Wybór z Księgi. Cykle sylwiczne, fragmenty, wiersze, wybór, posłowie i opracowanie Żaneta Nalewajk, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2016, s. 192.
  3. „Dziennik Związkowy (Zgoda)”, Chicago z 5 VIII 1986, s. 4.
  4. Por.: [anon.] Gombrowicz Novel. „Ferdydurke” Is Published Here For The First Time. „Dziennik Związkowy (Zgoda) / The Polish Alliance Daily”, Chicago, z 12 VII 1967, s. 5. Recenzja Ashbery’ego ukazała się w „The New York Times Book Review” z 5 VII 1967, s. 12.
  5. W. Gombrowicz, Ferdydurke. Oprac. W.Bolecki. Kraków 2005, s. 757.
  6. Por.: M. Miecznicka, Niezdobyta pewność siebie. Poetyka „Ferdydurke” Gombrowicza w przekładach na hiszpański, francuski i angielski, w: Literatura i wiedza, red. W. Bolecki i E. Dąbrowska, Wydawnictwo IBL, Warszawa 2006 s. 229.