Ir i inne zwierzęta
Aleksander Nawarecki

Ir i inne zwierzęta
Aleksander Nawarecki

[ilustracja: 20. Pies, rys. A. Kędzierski]
W powieści nie brakuje wzmianek a nawet rozbudowanych historyjek o zwierzętach, ale w oczach Prusa najważniejsi są ci przedstawiciele fauny, których losy ściśle splatają się z życiem ludzi. Dotyczy to nie tylko zwierząt domowych czy pokojowych faworytów, takich jak kanarek pani Stawskiej, ale także łabędzi karmionych z łódki przez Wokulskiego i Izabelę, a nawet kiełbia złowionego na wędkę przez Ochockiego w letniskowym towarzystwie znudzonych dam. Owszem, wspomina się także o naturze w stanie dzikim, ale tylko w trybie figuratywnym, wtedy wilki, hipopotamy czy nietoperze są baśniowymi postaciami, symbolami wyższych praw albo elementami naukowej typologii charakterów. Znamienna dla epoki zafascynowanej techniką jest obecność zwierzątek całkowicie sztucznych – mechanicznych zabawek; wiemy jak wiele radości sprawiał Rzeckiemu niedźwiedź wdrapujący się na słup, piejący kogut i mysz uciekająca przed kotem, pamiętamy, że miniaturową menażerię podarował małej Stawskiej.
W antropologicznie czy wręcz socjologicznie sprofilowanym zwierzyńcu Prusa najliczniej i najbardziej szczegółowo prezentują się konie oraz psy. W wielkomiejskim pejzażu Warszawy czy Paryża konie zaprzęgane do powozów, bryczek, fiakrów czy wozów obładowanych towarem są na porządku dziennym, lecz w oczy rzucają się wtedy, kiedy cierpią. Brutalnie smagane batem, albo skazane na śmierć po złamaniu nogi uobecniają ból w czystej postaci; te obrazy okrucieństwa zyskują rangę toposu. Wierzchowce mają więcej szczęścia niż zwierzęta pociągowe, jako końska arystokracja uczestniczą w zabawach wyższych sfer, bywają nawet – jak koń pani Wąsowskiej – świadkami ich przygód i romansów. Najważniejszą figurą wśród kopytnych jest jednak klacz wyścigowa, którą pod mianem „Sułtanki” Wokulski wystawił do gonitwy i wziął za jej bieg nagrodę, a wcześniej odkupił od Krzeszewskich, martwił się o jej kondycję, pieścił czule, a nawet niepokoił o nią we śnie. To piękne i kosztowne zwierzę jest wyjątkowo ważne, bo stało się bohaterem intrygi o prestiż w wyższym świecie, więcej nawet – o przychylność panny Łęckiej.
Obecność psów zdaje się jeszcze bardziej spersonalizowana, bo losy każdego z trojga przedstawionych tu czworonogów ściśle związane są z życiem i temperamentem ich właścicieli. Piesek pani Meliton został przygarnięty z ulicy natychmiast po pogrzebie jej męża pijaka. Była przekonana, że nowy towarzysz okaże się „najwdzięczniejszym stworzeniem”. Niestety, wkrótce dostał wścieklizny, pogryzł służącą, czym wpędził swą opiekunkę w ciężką chorobę i skutecznie pozbawił ją zaufania do ludzi i świata. Dokładnie na odwrót prezentuje się łańcuchowy kundel pilnujący zabudowań w Zasławku; co prawda szczerzy kły, ujada i rzuca się jak wściekły, ale jego wesołe oczy i merdający ogon zdradzają pogodny charakter, co zresztą odgaduje Wokulski głaszcząc uszczęśliwionego czworonoga. Albowiem w dobrach prezesowej, w tej utopijnej krainie, nawet „zły pies” musi być dobry. Ale najwięcej uwagi poświęca autor pudlowi Rzeckiego, który wabi się Ir. Tylko jego znamy z imienia i tylko o nim wiemy tak wiele: ma wyłupane jedno oko, sypia na kanapie, pije mleko z miseczki, a rano drapaniem w drzwi domaga się natychmiastowego wypuszczenia za potrzebą. Żyje z Rzeckim w nadzwyczajnej zażyłości, oszczekuje Pana, kiedy ten wraca do domu podpity albo budzi go zbyt wcześnie hałaśliwą toaletą; (Rzecki rozumie, że pudel z niechęcią ogląda jego chude ciało). Ta bezpośredniość relacji jest odwzajemniona, bo tylko wobec Ira porucznik węgierskiej piechoty pozwala sobie na ton żołnierskiej dosadności („Milcz, ty podła świnio!…”). Pudel dzieli z Rzeckim psie przywiązanie do Wokulskiego, zaś Stach odnosi się do niego z taką samą troskliwością jak wobec przyjaciela (przenosząc obu do nowego mieszkania pamięta nawet o płachcie, na której wyleguje się Ir). Związek psa i jego pana zdaje się mieć wymiar egzystencjalny; dokładnie w połowie powieści czytamy ostatnią, lakoniczną wzmiankę – Ir wciąż mi niedomaga – reszty można się tylko domyślać. Enigmatyczne odejście, czy raczej zniknięcie stanie się kluczowym „chwytem” końcowych partii Lalki, ale niewysłowiona śmierć sędziwego zwierzęcia może kojarzyć się także z cichym zgonem starego subiekta. Ta paralela odejścia nie jest oczywista, natomiast bez wątpienia obaj dalece upodobnili się za życia. Poczciwe i sympatyczne, choć trochę brudne psisko wiernie dzielące samotność starego kawalera wyróżnia się jednak jedną stale podkreślaną w tekście cechą – brakiem oka. Czy to kalectwo nie łączy go z opiekunem, który zarówno na politykę jak na perypetie Stacha zawsze patrzy jednostronnie, ślepy na drugą, ważniejszą stronę życia? Za głębokim powinowactwem obu bohaterów może przemawiać jeszcze jeden element – psie miano. Bo cóż oznacza tajemnicze imię – Ir? W powieści nie znajdujemy wyjaśnienia, ale czyż nie są to inicjały samego Ignacego Rzeckiego?

Rzecki Ignacy; → Zabawki.