Źródło… i blaga
Listy z podróży do Ameryki często zestawia się z korespondencją, dzieląc w ten sposób obraz Ameryki i informacje o Sienkiewiczu w Ameryce na sferę „oficjalną” i „prywatną”, uzupełniając dane i traktując tekst jako źródło biograficzne. Warto jednak pamiętać, że po pierwsze, częstokroć owa korespondencja jest nie tyle „prywatna”, co „półprywatna” – bo wyimki wszak nie tylko głośno czytano, ale i drukowano. Jako przykład może posłużyć List Litwosa „Z drugiej półkuli” „do jednego z naszych [tj. „Gazety Polskiej” – A. B.] współpracowników”, przedrukowany jako uzupełnienie po Szkicach amerykańskich w wydaniu Dzieł pod red. Juliana Krzyżanowskiego czy zastrzeżenia czynione w liście do Edwarda Lea z listopada 1876 r.:
W korespondencji, którą oddam na pocztę za parę dni, opiszę wszystkie te wypadki i wiele innych, dlatego listu tego ani wyjątków z niego upraszam nie drukować, bo zrobiłoby się powtarzanie.[1]
Niewątpliwe wątki autobiograficzne splecione są bardzo ściśle z autokreacją, tak w przypadku korespondencji z góry przeznaczonej do druku, jak i epistolografii. Tymczasem „doświadczenia amerykańskiego”, utrwalonego w tych tekstach, nie należy postrzegać jako całościowego i dogłębnego poznania Ameryki, w której Sienkiewicz spędził dwa lata (marzec 1876 – marzec 1878). Podróż od jednego wybrzeża do drugiego obejmuje wszak wyłącznie północ Stanów – stąd dla Sienkiewicza synonimem „Amerykanina” jest „Jankes”, zaś ucieleśnieniem ideału amerykańskiego – kalifornijski squater.
Czy autor Listów z podróży do Ameryki blaguje? To nieco prowokujące pytanie pozostaje szczególnie żywe dziś, wobec dyskusji o granicach tzw. reportażu literackiego i wolności artystycznej dziennikarza[2]. Działanie na pograniczu faktu i literatury pięknej daje twórcy wielkie szanse artystycznej realizacji, budzi jednak u dzisiejszych czytelników i krytyków poważne wątpliwości. „Także pytanie ogólne i bardziej zasadnicze: ile wolno reporterowi? Bo zwiększenie «pojemności» i «ubogacenie» reportażu literackiego, «poprawianie rzeczywistości», przekraczanie granic gatunkowych, wkraczanie na teren literatury fiction ma dla dziennikarstwa wysoką cenę, nieprzyjemny rewers – osłabienie wiarygodności”[3]. Warto jednak zaznaczyć, że w czasach Sienkiewicza, epoce pionierów reportażu prasowego, owa kwestia nie budziła takiego oburzenia, a i sam autor nie czuł się zażenowany odpowiednim „podkoloryzowywaniem” swoich przeżyć dla potrzeb pisanego akurat tekstu, nie uważał zatem za potrzebne ukrywania tych zabiegów. Świadectwo wyraźnego odróżniania „prawdy artystycznej” od „prawdy życiowej” przynosi korespondencja – Listy z podróży… są przemyślaną kreacją literacką, jak pisze ich autor do Juliana Horaina w 1876 r.:
Czy Pan uważa, że ten genialny młody człowiek rozwija się coraz bardziej, chociaż przy tym łże tak, że aż się papier ze wstydu czerwieni? Co więcej, powiem Panu, że w następnych listach będzie łgał jeszcze dwa razy tyle: będziecie czytać opisy stepów, niedźwiedzi, polowań i wypadków, które mu się przytrafiły, słowem, cały romans, w którym prócz osnowy geograficznej i przyrodniczej wszystko jest zmyślone [wyróżn. A.B.] – a tylko pewnymi pozorami prawdy ozdobione. Zresztą nic to dziwnego, bo wszyscy tak robią.[4]
Z podobną otwartością i humorem młody korespondent przedstawia przyjętą metodę twórczą swojemu wydawcy (list do Edwarda Lea z listopada 1876 r.):
Zresztą – by God! – nauczyłem się trochę radzić sobie z Indianami, a że wszyscy umieją po hiszpańsku, więc i rozmówić się, i parlamentować z nimi mogę. Na koniec Transbernerdyńczycy nauczyli mnie mnóstwa ich sztuk wojennych i polowych: „widzieć i słyszeć w stepie”, chować się i czytać ślady jak litery w książce.
Z małych oznak, ze zgiętej trawy, ze znaku mokasyna na piasku, z wyciśniętego kopyta, z resztek ogniska lub pokarmów śmiało, z zarozumiałością właściwą literatom stawiam wnioski, kto przechodził, gdzie szedł, ilu było ludzi itd.
Naturalnie puszczam się przy tym na indyjskie blagi, które tym łatwiej się udają, że ich najczęściej niepodobna sprawdzić. [wyróżn. A.B.][5]
Jerzy R. Krzyżanowski dowodzi wręcz, że np. cała wyprawa myśliwska do Wyoming, opisana aż w trzech tekstach (jako Szkice amerykańskie XII-XIV), to w istocie zręczna mistyfikacja, humbug, efektowna opowiastka wymyślona z potrzeby kompensaty poczucia frustracji i coraz bardziej dojmującego kryzysu wewnętrznego, jakiego pisarz doświadczał zwłaszcza w 1877 r. po upadku „falansteru artystycznego” w kalifornijskim Anaheim i rozstaniu z Heleną Modrzejewską, spowodowanym ostrym konfliktem z jej mężem[6].
Wzmianek o tym na kartach Listów z podróży do Ameryki oczywiście nie sposób znaleźć, podobnie jak środowiska towarzyszy „sielanki kalifornijskiej”, niemal „wykadrowanych” z tekstów przeznaczonych do druku. W anonimowym „szlagonie”, który podróżuje razem z bohaterem z Warszawy przez Berlin, Londyn i Atlantyk na pokładzie statku „Germanicus” można się domyślać lekko skarykaturyzowanego portretu Juliusza Sypniewskiego. Jednak poza kilkoma wzmiankami o Horainie oraz peanami na cześć aktorskich tryumfów Modrzejewskiej, nie ma tu ani licznych Polaków, zamieszkałych w San Francisco (jak choćby kapitanowie Rudolf Korwin Piotrowski i Franciszek Wojciechowski, anegdotycznie wzmiankowani jako prototypy niektórych postaci z „Trylogii”), ani współkolonistów z Anaheim (rodzina Sypniewskich, Karol Chłapowski, Stanisław Witkiewicz, Adam Chmielowski, Lucjan Paprocki). Środowisko emigracyjne jest opisywane niejako „z zewnątrz”, okiem przybysza (jak później w dwóch odczytach o osadach polskich w Stanach Zjednoczonych), który zanurza się w całkowitej obcości Ameryki, utrzymując kontakty jedynie z „miejscowymi” (Max Neblung, Jack Harrison, Pleasantowie, przewodnik Indianin Pero itp.). Jeśli wierzyć Listom z podróży…, główne zajęcia, jakim oddaje się przybyły z Warszawy „młodzik”, to polowanie i pisanie. „Pióro i broń trzyma ta sama ręka”, jak zauważa Ryszard Koziołek[7] – dlatego też „wypadek z ręką”, ukąszoną i podrapaną na polowaniu przez postrzeloną pumę, powoduje opóźnienia w nadsyłaniu zamówionych przez „Gazetę Polską” korespondencji i na dłuższy czas psuje kaligrafię autora. A w myśl owych korespondencji to sprawna ręka właśnie utrzymuje „prawdziwego mężczyznę” przy życiu, pozwalając mu zdobywać żywność dzięki celnym strzałom, zaś doraźne wynagrodzenie i perspektywę przyszłej kariery literackiej – dzięki owych strzałów odpowiednio barwnemu opisaniu.
Tymczasem listy prywatne odsłaniają nieco inne aspekty życia w kalifornijskiej posiadłości: „Znam także pewnego fejletonistę […] wywożącego obecnie gnój, ale to all right!”[8]. Farmerstwo, polowanie i uroki sielankowego życia uosobione w używaniu w celach toaletowych łopianowych liści szybko się Sienkiewiczowi nudzą[9], bo, jak podsumowuje w liście do swego wydawcy: „Nie mogłemże siedzieć całe życie w puszczy”[10].
Przypisy
- H. Sienkiewicz, Listy, t. III, cz. 2, oprac., wstęp i przypisy M. Bokszczanin, Warszawa 2007, s. 454-455.
- Zjawisko to dostrzega się z reguły dopiero w XX wieku, kiedy mamy do czynienia z ukształtowanymi już gatunkami i konwencjami dziennikarskimi. Narodziny tzw. New Journalism (Nowego Dziennikarstwa), zwanego inaczej literaturą „faction” (fact + fiction), umieszcza się w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, zasługę jego spopularyzowania przypisując takim autorom, jak Bruce Chatwin, Truman Capote, Norman Mailer, Hunter S. Thompson, Tom Wolfe, w Polsce zaś Ryszard Kapuściński. Ten kierunek „kreatywnego pisarstwa non-fiction” ma łączyć „zadania tradycyjnego reportażu z technikami pisarskimi stosowanymi w beletrystyce” (A. Domosławski, Kapuściński non-fiction, Warszawa 2010, s. 389).
- Ibidem, s. 438.
- H. Sienkiewicz, Dzieła, red. J. Krzyżanowski, t. 55, Warszawa 1951, s. 222.
- H. Sienkiewicz, Listy, t. III, cz. 2, oprac., wstęp i przypisy M. Bokszczanin, Warszawa 2007, s. 449-450.
- J. R. Krzyżanowski, Sienkiewicz w Wyoming, czyli „trick or trip”?, „Pamiętnik Literacki” 1996, z. 4, s. 72. O romans z Modrzejewską był Sienkiewicz pomawiany jeszcze w 1874 r., w czasie krótkiego narzeczeństwa z Marią Kellerówną. „Ciepłe” uczucia musiały kipieć w małżonku gwiazdy już wcześniej, skoro „ten trzeci” pisze w liście do Juliana Horaina: „Znam na koniec niejakiego Karola, który po całych daniach marzy tylko o tym, aby się nauczyć kapłonienia i poobrzynał wszystkim kogutom wszystko, co tylko się dało oberżnąć, skutkiem czego kury znienawidziły go do tego stopnia, że nie pozwalają mu przejść spokojnie nawet do wychodka” (Listy, t. I, cz. 2, wstęp i biogramy adresatów J. Krzyżanowski, oprac. i przypisy M. Bokszczanin, Warszawa 1977, s. 381). Właśnie przez ręce Horaina przekazywał potem listy do Modrzejewskiej (ibidem, s. 389-390).
- R. Koziołek, Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy, Katowice 2009, s. 411.
- H. Sienkiewicz, Listy, t. I, cz. 2, op. cit., s. 380.
- Ibidem, s. 387.
- H. Sienkiewicz, Listy, t. III, cz. 2, op. cit., s. 467.