Amerykańska nostalgia i afrykańskie marzenie
Bartłomiej Szleszyński (Instytut Badań Literackich PAN)

Amerykańska nostalgia i afrykańskie marzenie
Bartłomiej Szleszyński (Instytut Badań Literackich PAN)

Po ślubie z Marią Szetkiewiczówną Sienkiewicz, powtórzmy, mentalnie powrócił do Europy – ustatkował się, wszedł w rolę poważnego redaktora, męża swojej żony, wkrótce także ojca dzieci. Jednak jak się okazuje, podróżomanię można było na chwilę zagłuszyć, lecz nie uleczyć. Niedługo w jego listach do przyjaciela, wcześniej towarzyszącego mu w niektórych przeżyciach w Stanach Zjednoczonych, pojawia się fala wspomnień z Ameryki, połączona ze strachem przed stałością i marzeniami o powrocie na ten kontynent. W styczniu 1882 roku pisze do Witkiewicza:

 

Korektorem naszym jest Paprocki, którego czasem niespodzianie pytam: a pamiętasz, jakeśmy raz poszli srać między dęby u Pleasantów? Wówczas buntuje się moja krew przeciw własnej naturze. Jeśli my nie pojedziemy jeszcze z Marynią do Kalifornii, to jestem niewolnikiem ostatniego z moich współpracowników. Ale kiedy? Kiedy? Życie co dzień ucieka i naprawdę strach mnie ogarnia, że wszystko idzie tak prędko. Ty się także wybierasz? Kiedy, powiedz – my to zrobimy. Bo jednak będziem się starzeć i coraz mniej będzie ochoty, talentu żywotności. […] Ale gdybyś Ty uciekł i osiadł – na tę rękę w rok najdalej przyjechalibyśmy. (L, V-2, 310–311)

 

Zwraca uwagę także częste wplatanie angielskich zwrotów, nie tylko w korespondencji z autorem obrazu Henryk Sienkiewicz w puszczy kaktusowej, ale też z wieloma innymi korespondentami – można je także odczytywać jako element nostalgii za przeżyciem amerykańskim.

Jednocześnie w Warszawie wybucha „kwestia afrykańska” – we wrześniu 1881 roku Stefan Szolc-Rogoziński upublicznia swoje plany podróży do kameruńskiego interioru, wywołując ogromne zainteresowanie w środowisku warszawskim i fascynację największych piór ówczesnej prasy warszawskiej, na czele z Prusem i Sienkiewiczem właśnie[1].

Ówczesny dyskurs afrykański to temat na obszerne rozważania, jednak dla Sienkiewiczowskiego wyobrażenia o Afryce kluczowa wydaje się wizja tego kontynentu, przedstawiona przez młodego podróżnika i przyjęta bez wahania przez Sienkiewicza. Rogoziński opisywał Afrykę w wersji light, „przestrzenie Afryki żyznej, przestrzenie życia, przestrzenie przyszłości”. Umniejszał trudy i niebezpieczeństwa, z młodzieńczą niefrasobliwością lekceważył doświadczenia poprzedników, pomijał zupełnie specyfikę Czarnego Lądu. Taka Afryka wydała się autorowi Szkiców węglem niezwykle kusząca, wydaje się, że uwierzył w nią całym sercem i opisał w swoich felietonach:

 

Ludność murzyńska pierwotna, ta która mało jeszcze stykała się z białymi […] nie jest okrutna. Podobno ci Murzyni w ogóle nie są tak czarni, jak ich malują. […] kraj […] jest nadzwyczaj żyzny, wyprawie więc nie grozi niebezpieczeństwo śmierci głodowej, jak na Saharze. Tarasy, w które układa się grunt środkowej Afryki, pokryte są albo dziewiczym lasem, albo są to stepy, po których bujają stada antylop, zebr i bawołów, ludność jest, sądząc z zaludnienia brzegowego, dość gęsta, przeważnie rolnicza. Za szkiełka, lusterka i stare mundury łatwo dostać bananów i manioku. […]

 

Cała ekspedycja wydaje się radosną męską przygodą, wycieczką łączącą przyjemne z pożytecznym, wyprawą do krainy z dziecięcych i młodzieńczych lektur:

 

Dotychczas zapisało się do niej [wyprawy] pięciu naszych ziomków; część wyprawy zostanie na brzegu jako rezerwa, inni zaś przez pustynie, góry i lasy pójdą dalej. Czym jest to dalej?… – niech czytelnik w swej duszy dośpiewa… Murzyni, słonie, goryle… gwiaździste noce z orkiestrą głębokich basów lwich, romans Verne’a, Tysiące nocy i jedna… a cel poważny i naukowy. – Zaprawdę, niejedna głowa się zapali i niejeden kandydat jeszcze się zapisze.[2]

 

Dosyć charakterystyczne wydaje się przywołanie powieści Jules’a Verne’a – Sienkiewiczowi chodzi bez wątpienia o Pięć tygodni w balonie (w formie książkowej wydane po polsku w 1873 roku pod tytułem Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką, w 1863 roku drukowane w „Gazecie Polskiej” jako Podróż powietrzna po Afryce). Opisywana przezeń (i po części przez Rogozińskiego) przyszła wyprawa ma cechy ekspedycji opisanej w powieści, podczas której bohaterowie co prawda ryzykują życiem, ale ostatecznie wychodzą cało z wszelakich opresji dzięki zdolnościom umysłu i charakteru, zaś postoje umilają sobie konsumpcją dziczyzny i grogu oraz cygarami.

Można odnieść wrażenie, że przyszły autor Ogniem i mieczem zupełnie nie zdawał sobie sprawy z różnic między znanymi mu warunkami amerykańskimi a prawdziwą rzeczywistością afrykańską. Z połączenia nostalgii za „swoją” Ameryką oraz fantastycznego marzenia o Czarnym Lądzie rodzi się w Sienkiewiczu marzenie o wyjeździe do Afryki – ale raczej takiej z powieści Verne’a niż faktycznej[3]. Jak wiemy, splątana z tęsknotą za Kalifornią, prowadziła do snucia dziwacznych koncepcji i planów, które tak opisywał Witkiewiczowi w liście z lutego 1882 roku:

 

Rogoziński przesiadywał u mnie dość często. […] Opowiada z prostotą, że ponieważ brzegowi Murzyni przez zazdrość o handel nie puszczają w głąb, „więc się będziemy przekradać nocami pojedynczo do Pebotu”. Czy nie rżysz do tego? Ja rżę. – Klimat gór kameruńskich ma być cudowny i nadzwyczaj zdrowy. […] Od nich, jak tylko przyjadę, otrzymam listy. Potem ze stacji brzegowej stale będzie do mnie pisywał meteorolog Janikowski. Jeśli sprawdzi się, że jest spokojnie, zdrowo,[…] pocznę na serio myśleć o wyjeździe z Moją Kobieciną tam, zwłaszcza, że stacja, tj. farma (a zatem dom etc.) będzie gotowa, bo oni od tego zaczynają. W takim razie ty się żenisz i również przyjedziesz. Co do mnie, odetchnąłbym prawdziwie i raz na zawsze, bo tu czasem żyć nie mogę. (L, V-2, 313–314)

 

Wyjazd z Warszawy przedstawia Sienkiewicz w niektórych listach jako absolutną konieczność – oprócz Afryki ma też „plan B”:

 

Jeśli źle będzie – Kalifornia ultimum refugium. (L, V-2, 314)

Rozumiesz, że skończyło się ze mną, że o sobie więcej nie myślę, że do Kalifornii, do Afryki, do swobody, do wszystkiego, co uważam za najlepsze, najwyższe, najswobodniejsze, wzdycham tylko dla niej i zrobię to wówczas tylko, gdy się przekonam, że ona na dobro patrzy tak jak i ja. – Wiem jednak z zupełną pewnością, że i ona nie zawsze kontenta z tego życia, którym tu żyjemy – i że czasem na serio mówi do rodziców jak dziecko, które się napiera: „Do Kalifornii!”. Wówczas Matuś przeraża się, a Ojciec mówi: „A cóż, byle Lipków sprzedać”. (L, V-2, 320)

 

O ile możemy zdecydowanie stwierdzić, że koncepcja rodzinnego wyjazdu do Afryki była z wielu względów zupełną mrzonką, o tyle trudno oszacować, czy podobnie byłoby ze zdecydowanie bardziej realnym projektem kalifornijskim. Jednak znaczne pogorszenie zdrowia żony spowodowało, że konieczna była wyprawa w zupełnie inne rejony – tragicznie zakończone tour po europejskich uzdrowiskach.

Jednak Sienkiewiczowskie marzenie o Afryce przetrwało.

Przypisy

  1. Na temat Sienkiewicza i wyprawy afrykańskiej – zob. B. Szleszyński, „Zresztą nie mamy czasu jechać do Afryki, bo musimy pisać sprawozdania o Sarze Bernhardt”. O Kronice warszawskiej z 7 stycznia 1882 roku”, w: Sienkiewicz z innej strony, red T. Bujnicki, J. Axer, Warszawa 2014 s. 84–94. Oinnych kwestiach związanych z Afryką i Prusem – zob. też: B. Szleszyński, Kolonialne fantazje i kolonialne koszmary w „Zemście” Bolesława Prusa, „Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” 2014,R.VII (XLIX), s. 207–228.
  2. Zob. Litwos [H. Sienkiewicz], Kronika Warszawska, w: tegoż, Dzieła, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 53: Uzupełnienia. 1, Warszawa 1952, s. 10
  3. Zauważyć zależy, że (dosyć zaskakujące) połączenie obu kontynentów w jednym tekście pojawia się w już w 1877 roku, gdy Sienkiewicz doradzał Danielowi Zglińskiego jako lekarstwo na nerwy wyjazd „na przykład nad brzegi Zambezi, Zanzibaru lub Oveuge [?]”, by zestawić je z trybem swojego kalifornijskiego „dzikiego” trybu życia (L, 5, 2, s. 585).