Ameryka i wolność
Najważniejszym doświadczeniem Litwosa w „jego” Ameryce (czyli przedstawionej w tekstach napisanych jego ręką, a nie tej, która wynika z ustalanej z innych relacji faktografii, obszernymi fragmentami przez pisarza przemilczanej) wydaje się poczucie wolności. Wolności przede wszystkim od najróżniejszych ograniczeń „pozostawionych” niejako w Europie.
Po pierwsze – wolność od konwenansów i hierarchii społecznej, która wyraża się „demokracją nie tylko państwową ale i obyczajową” i brakiem podziału „na ludzi prostych i nieprostych” (LZPDA, I,179-180)[1].
Kolejny wymiar wolności związany jest z przestrzenią – przybysz z ciasnej, pogrodzonej granicami państwowymi, ogarniętej konfliktami narodowymi Europy trafia do Ameryki, gdzie przestrzeń zdaje się nielimitowana i gdzie każdy może znaleźć (i wziąć w posiadanie) jej kawałek dla siebie, a państwo nie wywiera stałej presji na swojego obywatela:
Jakież to przestrzenie leżą tu jeszcze – myślałem sobie – prawie stopą ludzką nie dotknięte, ile milionów ludzi mogłoby się tu zmieścić, dojść do posiadania swej własności, swego kawałka ziemi. A tam, w starej Europie toczą się wojny; jedne państwa wzrastają kosztem innych […]. I przyszło mi na myśl, iż ta szeroka od Oceanu do Oceanu Ameryka ma jeszcze i tę wyższość, że w niej idea państwowa nie pochłania, tak jak na przykład w Prusach, jakby Moloch indywiduów. (LZPDA, II, 169-170)
I tak też podróż opisywana w Listach to test tego aspektu amerykańskiej wolności. Prowadzi z Nowego Jorku na wschodnim wybrzeżu na Zachód, w coraz mniej zaludnione okolice, ku coraz mniejszym miastom i osadom:
[…] tam, gdzie należy szukać prawdziwej Ameryki, tam, gdzie leży jej moc, jej zdrowie i jej przyszłość – to jest w małych osadach wiejskich, farmach licznych jak piasek w morzu, na pograniczach, na pobrzeżach, w górach między ludnością miernie bogatą, a rojną, zabiegłą i bujną. (LZPDA, II, 51)
Jak stwierdza w liście do Edwarda Lea z listopada 1876 roku, dopiero wtedy poczuł, że zaczęła się prawdziwa podróż:
Wiecie co? Wydaje mi się że teraz dopiero zaczynam naprawdę podróżować – bo jazda koleją i zatrzymywanie się w hotelach – jednym słowem podróż w krajach ucywilizowanych that is good for nothing. (L, III-1, 455)[2]
Kulminacyjny moment amerykańskiej podróży ku wolności to prawie zupełna ucieczka od ludzkiego towarzystwa, tam gdzie „nie istnieje żadna organizacja społeczna: nie ma miast, instytucji, praw; słowem są to krainy dzikie, w których jednostka, zostawiona samej sobie i swemu karabinowi, nie żyje społecznie” (LZPDA, I, 190).
Absolutne wyzwolenie równa się samotności, która prowadzi do swoistej reintegracji: „Od owej chwili aż do dziś dnia żyję w tej górskiej pustyni, która zamiast mnie nudzić, coraz bardziej przykuwa i zachwyca” (LZPDA, I, 241). Samotność, postrzegana przez narratora listów jako ucieczka od wszelakich narzuconych form prowadzi także do potwierdzenia (przywrócenia?) zagubionej wśród europejskiej cywilizacji prawdziwej męskości:
Ale w tych górach, prawie bezludnych, a przynajmniej leżących poza cywilizacją, rola podróżnego odmienna i bezwarunkowo czynna. Jedynym paszportem i biletem jest twój własny karabin; jedynym sposobem przenoszenia się z miejsca na miejsce – twoje własne nogi lub na wpół dziki mustang, którego ile razy chcesz dosiąść, tyle razy musisz najprzód udusić w skrętach lasso […]
Krótko mówiąc, podróżujesz jak prawdziwy mężczyzna, wszystkie pierwiastki twej dzielności nie zmarnowane życiem miejskim, wchodzą w grę z niebezpieczeństwem. (LZPDA, II, 4)
Podróż bohatera Listów z podróży do Ameryki (a zwłaszcza jej punkt dojścia) potwierdza Sienkiewicz w prywatnym (a poniekąd także sekretnym) liście do Daniela Zglińskiego. Wracają te same wartości – błogosławiony brak innych ludzi, samotność i brak trosk (dwukrotnie powtórzone „ani dbam o jutro”) i ograniczeń prowadzące do odzyskania zdrowia i spokoju:
Otóż jest tak: te góry, o których wspomniałem, są prawie zupełnie puste […]. Nie dlatego, żeby ziemia była zła: owszem, pyszna – ale po prostu ludzi nie ma. […] Ani dbam, co będzie jutro, żyję pod słowem często jak Robinson. […] Znając mnie dawniej, może temu nie uwierzycie, a jednak daję Wam słowo, że takie życie półdzikie pędzę przeważną ilość dni. Sypiam doskonale, jadam jak koń – ani dbam o jutro. Rozpalam sobie ogień, zawijam się w kołdrę – i „allright” – a wspominając dawny strach wariata, tę nieokreśloną obawę, z jaką szedłem spać – wyobrażacie sobie, z jaką satysfakcją, z jakim poczuciem siły i zdrowia powtarzam sobie czasem: „E, w dupie mam nerwy!”. (L, V-2, 586)
Pisarz wyzwala się więc od form społecznych, od trosk finansowych, wreszcie od nadmiaru przedmiotów: „toaleta moja, składająca się z rypsowych portek i sombrero, kosztuje one dolar […]. Klimat nie wymaga tu innej. Na noc mam koc na wierzch pod spód zaś planty skór” (L, III-1, 452); „tu dziesięciu centów wydać nie można, chyba by je niedźwiedziowi pod ogon wsadzić” (L, III-1, 442). W amerykańskiej pustelni następuje nie tyle potwierdzenie, co odbudowa, uleczenie bohatera – nerwowca, odzyskanie przezeń sił, a także, poprzez doświadczenie myśliwskie, sprawdzenie się jako mężczyzna. Do Lea pisze wszakże w bardzo podobnym duchu co do Zglińskiego: „Pozbyłem się nerwów, katarów i bólu zębów. Sypiam jak król. Płócienny dach nad głową uważam za zniewieściałość […] tymczasem zdrów jestem jak byk, […] wesół i kontent” (L, III-1, 452).
Oprócz spokojnego snu potwierdzeniem tych wszystkich zmian na lepsze (powrotów do formy?) są również dokonania seksualne, które w tym samym liście relacjonuje „towarzyszowi rozpusty”:
W tym kraju energię wdycha się razem z powietrzem i choćbyś Pan nie chciał być energiczny, to musisz. Tego interesu, który Pan lubisz nad wszelki statek ziemski, wprawdzie czasem brak – ale Chinki zastępują go jak mogą. Tylko skromność moja, tylko wszelki brak miłości własnej wstrzymuje mnie od pochwalenia się, ile razy… Gdzie się to podziało warszawskie wstrzymywanie się od zmazy grzechowej? […] Indianki mają wszy miliony, a Amerykanki są zimne – Irlandki zbyt pobożne – więc dobrowolnie nie dają, tylko każą się gwałcić, wreszcie jedne i drugie mają wstrętny zwyczaj pytać: Are you satisfied? […] Zresztą narodowości tu pełno – i nie wynajdziesz Pan ani jednej nie europejskiej, ale jakiej Pan chcesz, która by nie miała swoich przedstawicielek. Zapomniałem o Murzynkach. Powiadam Wam: klękajcie narody. Panie! Sprowadź Pan sobie koniecznie chociaż kominiarza, żeby nabrać pojęcia o tych rozkoszach. (L, V-2, 587)
Powyższy fragment (oprócz mało znanego, wulgarnego oblicza autora Szkiców węglem) pokazuje kolejny aspekt amerykańskiego wyzwolenia – tym razem od konwencji damsko-męskich, ograniczających życie seksualne. Przedstawia Amerykę (a zapewne jej bardziej „wolną”, zachodnią część) jako egzotyczny, erotyczny supermarket, w którym nie trzeba jak w Warszawie „wstrzymywać się od zmazy grzechowej”, miejsce, gdzie nie tylko wzrastają siły, ale bez problemu można znaleźć dla nich ujście.
Można zaryzykować tezę, że za każdym z opisanych powyżej aspektów wolności Henryk Sienkiewicz będzie po wyjeździe z Ameryki tęsknił, wracając do swoich wspomnień jako do utraconego bezpowrotnie raju. Jak pisał do Lea: „[…] jest mi tu tak dobrze, że gdybym miał zapewnione życie wieczne, nie chciałbym go spędzić gdzie indziej” (L, III-1, 452).
Przypisy
- Cytaty z Listów z podróży do Ameryki za: H. Sienkiewicz, Dzieła T 41-42, Listy z podróży do Ameryki, T I-II Warszawa 1950, wyd. zbiorowe pod redakcją J. Krzyżanowskiego, według konwencji (LZPDA, numer tomu, numer strony). Tu i dalej wszystkie wyróżnienia moje – B.Sz.
- Cytaty z listów Henryka Sienkiewicza za wydaniem w opracowaniu Marii Bokszczanin: H. Sienkiewicz, Listy, T. 1, pod red. i ze wstępem Juliana Krzyżanowskiego; oprac. M. Bokszczanin; konsult. M. Korniłowicz; [zespół listów do Mścisława Godlewskiego oprac. E. Kiernicki], Warszawa 1977; H. Sienkiewicz, Listy, T. 2; [oprac. i dopełniła M. Bokszczanin]; listy oprac., wstępem i przypisami opatrzyła M. Bokszczanin, Warszawa 1996; H. Sienkiewicz, Listy. T. III, Opr., wstęp, przypisy M. Bokszczanin, Warszawa 2007; H. Sienkiewicz, Listy. T. IV, Opr., wstęp, przypisy M. Bokszczanin, Warszawa 2008; H. Sienkiewicz, Listy. T. V, opr., wstęp, przypisy M. Bokszczanin, Warszawa 2009, według konwencji (L, numer tomu-numer woluminu, numer strony).